Rząd zamyka stadiony, tymczasem dziś nagłośniona ponownie sprawa wystąpienia Grzegorza Brauna na KUL pokazuje, że w innym miejscu czai się zagrożenie o wiele potężniejsze.

Pora zamknąć uczelnie.

Gdy media coraz konsekwentniej włączają się w budowanie naszej demokratycznej ojczyzny, pod pretekstem działalności statutowej określonych kół, nazywających się "naukowymi", "historycznymi" itd. odbywają się złowrogie spektakle nienawiści, histeryczne seanse, z których ten z reżyserem-zadymiarzem (przypominam, ze pobił on w pojedynkę sześciu funkcjonariuszy policji, wykonujących swoje obowiązki!) nie był wcale najgorszy. Do dziś pamiętam ten wiec zwolenników rozmaitych teorii spiskowych, jaki odbył się pod pretekstem rozmowy o śledztwie smoleńskim na Uniwersytecie Warszawskim. Lub inne spotkanie, opisywane przez "Gazetę Wyborczą", która jednak nie dała rady powstrzymać tego marszu faszystów przez uczelnie, tego pełzającego 11 listopada, pokazu "dokumentu" "List z Polski" na wydziale historii tego samego UW.

Historia pokazuje, ze uczelnie wyższe, choć dziś wydają nam się naturalnym zapleczem dla europejskich elit, wolnych od demonów patriotyzmu, ludzi zdolnych, kreatywnych i otwartych, mogą w określonych warunkach być wylęgarnią faszyzmu. Tak było chociażby we Włoszech, gdzie właśnie ze studentów Mussolini rekrutował fanatyków swego obrzydliwego reżimu.

Dlatego apeluję do władz, by zapobiec dalszemu podważaniu podstaw naszej młodej demokracji, naszego dobrobytu i naszej drogi z Europą i do Europy. Uczelnie wyższe powinny być zamknięte jak najszybciej. Pamiętajcie - łatwiej zapobiegać, niż leczyć. Zwłaszcza faszystowską zarazę, której kolejne ogniska odkrywamy codziennie.